Są takie miejsca, których klimat pozostaje na długo w pamięci. Miejsca stworzone przez ludzi z pasją, takich, którzy nie boją się podążać za swoimi marzeniami i na przekór światu mają odwagę żyć inaczej. Miejsca, gdzie żyje się wolniej, a rytm dnia wyznaczają nie wskazówki zegara, a otaczająca przyroda, która przenika każdy aspekt życia człowieka. Nie trzeba wyruszać na koniec świata, żeby je odnaleźć, czasem znajdują się dosłownie na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć.
Lawendowe Pole w Nowym Kawkowie, niedaleko Olsztyna, to właśnie jedno z takich sielskich, urokliwych miejsc.
Zabiorę Was dziś ze sobą w podróż po jednej z najciekawszych plantacji lawendy w kraju!
W Prowansji zakochałam się dawno temu, gdy trafiła w moje ręce pewna książka. Były nudna jak flaki z olejem, nie pamiętam nawet jej tytułu, ale mimo wszystko przeczytałam ją od deski do deski… Malowniczy opis krainy, w której toczyła się jej akcja, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Rozciągające się po horyzont pola lawendy i winnice, tajemnicze wiekowe zamczyska, skaliste góry i jeziora, łąki usłane dziko rosnącymi ziołami, pyszne jedzenie i wino. Od tamtej pory nękają mnie natrętne myśli… myśli o wyruszeniu w podróż z aparatem po urokliwych miasteczkach Prowansji. To by była dopiero przygoda 🙂 !
Nic dziwnego, że gdy tylko dowiedziałam się o Lawendowym Polu, od razu serce mi mocniej zabiło 🙂 , nawet nie przyszło mi na myśl, że namiastkę francuskiej krainy mam na wyciągnięcie ręki u siebie, na Warmii. Nawiasem mówiąc Lawendowe Pole to nie tylko miejsce uprawy ziół, to również (a może przede wszystkim) opowieść o niezwykłej kobiecie, która je stworzyła.
Z wielkomiejskiej dżungli na warmińską wieś
Kilkanaście lat temu Joanna Posoch (z wykształcenia etnografka) postanowiła całkowicie zmienić swoje dotychczasowe życie i przenieść się z Warszawy na warmińską wieś. Jak pisze w swej książce: „
Uświadomiłam sobie, że jeśli nic w moim życiu się nie zmieni, to umrę…”. Joanna prowadziła własną dobrze prosperującą firmę, jednak była tak zapracowana, że nie miała czasu na nic, żyła na pół gwizdka przytłoczona wielkomiejskim pędem i stresem. To, co robiła, w szerszej perspektywie nie dawało jej ani satysfakcji, ani poczucia głębszego sensu. Czuła, że życie przecieka jej przez palce. Nie miała wyjścia, postanowiła zaryzykować i diametralnie zmienić swój świat. Odważyła się zawalczyć o siebie i swoje marzenia.
Kierując się głosem intuicji, kupiła kawałek ziemi wraz z siedliskiem w Nowym Kawkowie. Sprowadziła też starą łemkowską chatę, by w niej zamieszkać. Jak sama mówi, nie miała żadnego określonego planu. Po prostu zdała się na los i to, co przyniesie, w głębi duszy wierząc, że cokolwiek się nie wydarzy, po prostu sobie poradzi. I tak też się stało, bo czasem wystarczy zrobić ten pierwszy krok, „nie trzeba widzieć od razu całych schodów” 🙂 . Choć życia na wsi uczyła się od podstaw i nie miała zielonego pojęcia o uprawie ziemi, po roku postanowiła założyć pierwszą w regionie plantację lawendy. Jak możecie się domyślić, początki nie były łatwe… Jednak ciężką pracą i wytrwałością, czerpiąc siłę ze swoich licznych pasji i obcowania z naturą, Joanna sukcesywnie rozbudowuje swoje siedlisko.
Obecnie gospodarstwo może się pochwalić dwoma malowniczymi polami lawendy. Jedno z nich zostało nawet utworzone na kształt labiryntu! Teraz, w okresie jej kwitnienia, wygląda to przepięknie. Na plantacji prowadzona jest uprawa organiczna, bez chemicznych nawozów czy środków ochrony roślin, a prace polowe wykonywane są tu w sposób tradycyjny. Właścicielka stara się wdrażać w życie idee wiejskiej samowystarczalności i życia w bliskości z naturą.
Lawendowe Muzeum Żywe
W 2014 r na terenie gospodarstwa powstało pierwsze w Polsce
Lawendowe Muzeum Żywe im. Jacka Olędzkiego. Muzeum znajduje się w oryginalnej łemkowskiej chacie z bali sprowadzonej aż z Beskidu Małego, a jego motywem przewodnim jest oczywiście lawenda. Wewnątrz znajdziemy przeróżne eksponaty, stare meble „z duszą”, jest przytulna izba, w której można skosztować lokalnych specjałów, urokliwa biblioteczka z książkami, gliniany piec chlebowy własnoręcznie zbudowany przez właścicielkę, a na poddaszu mieści się ogromna suszarnia lawendy. W muzeum żywym możemy wszystkiego dotknąć, obejrzeć, powąchać… ideą tego miejsca jest, by go doświadczać, nie tylko oglądać. W sezonie organizowane są tu również
warsztaty alchemiczne (weekendowe i jednodniowe), podczas których można zdobyć podstawową wiedzę o ziołach leczniczych, zrobić własnoręcznie krem czy hydrolat, przeprowadzić destylację olejku eterycznego, a nawet nauczyć się wytwarzać… uwaga… lawendowe wino!
Lawendowe Muzeum Żywe otwarte jest dla zwiedzających od maja do listopada, codziennie (oprócz poniedziałków) w godzinach 11.00 – 18.00, wstęp jest bezpłatny.
Inne atrakcje Lawendowego Pola
Do dyspozycji gości jest również
agroturystyka, gdzie można wynająć klimatyczny pokój gościnny wraz z kuchnią i łazienką.
Nieopodal muzeum znajduje się niewielki drewniany
kramik z pamiątkami, w którym można kupić świeże lawendowe bukieciki, sadzonki, wykonane przez tutejszą manufakturę zielarską ekologiczne kosmetyki i olejki, przetwory czy lokalne rękodzieło. Można też skosztować pysznej lawendowej wody.
Na terenie gospodarstwa powstał również
Tajemniczy Ogród, czyli
mini-ogród botaniczny roślin zielarskich, użytkowych i zapomnianych. Można przechadzać się po nim wybudowaną ścieżką, a każdy okaz posiada swoją tabliczkę, na której umieszczone są najważniejsze informacje botaniczne i krótki opis działania leczniczego danej rośliny. Rośnie tu już ponad 250 roślin.
Na Lawendowe Pole najlepiej wybrać się na przełomie czerwca i lipca, gdy kwitnie lawenda, a w powietrzu unosi się jej kojący aromat.
Lawendowe pole to jedno z tych magicznych miejsc, gdzie czas zdaje się płynąć wolniej. Można tu nie tylko odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku, ale też uczestniczyć w ciekawych warsztatach i nawiązać nowe, interesujące znajomości. A wszystko to za sprawą Pani Joanny, przesympatycznej, odważnej kobiety, która swoją historią udowadnia, że w życiu nigdy nie jest za późno by odnaleźć własną drogę, nie koniecznie taką, jaką podążają inni… Jeśli Was również zaintrygowała historia właścicielki Lawendowego Pola, gorąco polecam jej książkę „Lawendowe Pole, czyli jak opuścić miasto na dobre”, w której opowiada o tym, jak stawiała swoje pierwsze kroki na wsi, jest też sporo praktycznych wskazówek i porad dotyczących uprawy lawendy, ogrodu, zbierania ziół, samodzielnej produkcji kosmetyków czy budowy glinianego pieca.
Mam nadzieję, że historia Pani Joanny i jej Lawendowe Pole zainspirowały Was tak jak mnie. Chciałabym na łamach bloga dzielić się z Wami moimi małymi odkryciami. Czasem będą to malownicze miejsca, czasem ciekawi, nietuzinkowi ludzie, lokalne inicjatywy czy manufaktury… łączy je jednak niezmiennie miłość do natury. Mam nadzieję, że spodoba Wam się cykl takich wpisów, bo ja już nie mogę się doczekać!